Zaczyna się niewinnie. Trochę pracy po godzinach, kilka zaległych maili w weekend, szybki telefon służbowy podczas kolacji. Później pojawia się zmęczenie, które nie mija nawet po urlopie, coraz mniej satysfakcji z wykonywanej pracy, a coraz więcej frustracji. I zanim człowiek się zorientuje, tkwi już po uszy w wypaleniu zawodowym, zastanawiając się, jak to możliwe, że jeszcze kilka lat temu ta praca go ekscytowała.
Skąd bierze się wypalenie zawodowe i dlaczego dotyka tak wielu z nas?
Nie ma jednej przyczyny. Wypalenie zawodowe to rezultat wielu czynników, które narastają przez dłuższy czas. Często to presja, której nie potrafimy (albo nie chcemy) się oprzeć. Przełożony oczekujący stałej dostępności. Klienci, którzy chcą wszystko „na wczoraj”. My sami – narzucający sobie nierealne cele i oczekujący więcej, niż jesteśmy w stanie udźwignąć.
Wypalenie rzadko pojawia się nagle. Ono się skrada. Najpierw jesteśmy tylko trochę bardziej zmęczeni. Potem – rozdrażnieni. Pojawia się cynizm, apatia, a w końcu zupełny brak zaangażowania. I choć fizycznie jesteśmy w pracy, mentalnie zostajemy w domu – pod kołdrą.
Jak rozpoznać, że coś jest nie tak?
Sygnały bywają różne. Czasem to bezsenność, czasem ciągłe zmęczenie, nawet po dłuższym odpoczynku. Zdarza się, że stajemy się drażliwi, szybciej się irytujemy. Praca, która kiedyś dawała radość, staje się wyłącznie obowiązkiem. A każdy poniedziałek brzmi jak wyrok.
Co ciekawe – często próbujemy te objawy zbagatelizować. „Każdy ma gorsze dni”, „tak wygląda dorosłe życie”, „inni mają gorzej”. I zamiast coś zmienić, dociskamy śrubę jeszcze mocniej. Bo skoro nie działa, to może trzeba się bardziej postarać? To pułapka. Im mocniej się forsujemy, tym głębiej w nią wpadamy.
Czy można się przed tym uchronić?
Tak, choć nie ma jednego uniwersalnego rozwiązania, są strategie, które naprawdę pomagają. Po pierwsze – granice. Świat się nie zawali, jeśli nie odbierzesz telefonu o 22:00. Naprawdę. Druga sprawa – odpoczynek. Ale nie ten z telefonem w dłoni i serialem w tle. Chodzi o prawdziwy relaks. Bez bodźców, bez presji, najlepiej w kontakcie z naturą. Trzecia – rozmowa. Z kimś, komu ufasz. To nie musi być terapeuta (choć warto), wystarczy bliska osoba, która zapyta „jak się masz” i rzeczywiście będzie chciała usłyszeć odpowiedź.
Warto też wsłuchać się w ciało. Ruch, sport, joga – tu nie chodzi o formę, lecz o rozładowanie napięcia. I jeszcze jedno: pasja. Coś, co robisz wyłącznie dla siebie. Coś, co nie musi mieć celu, nie musi być produktywne. Ma po prostu dawać przyjemność.
W pierwszej kolejności trzeba zacząć traktować siebie poważnie. Uczyć się słuchać sygnałów, jakie wysyła ciało i umysł. Nie udawać, że wszystko gra, gdy nie gra nic. Wypalenie zawodowe to nie wstyd. To nie oznaka słabości. To sygnał alarmowy. Że czas coś zmienić. I lepiej zrobić to samemu, zanim zrobi to za nas zdrowie.
Autor: Borys Krawczyk